
Okulary z ChatGPT na maturze? Takie okulary „totalnie hakują szkołę”
Jeszcze nie weszły na sale egzaminacyjne, a już rozgościły się w szkolnych żartach, memach i marzeniach o maturze bez stresu. Okulary z ChatGPT – jak relikwie nowej epoki: mają rozpoznawać pytania, generować odpowiedzi i zamienić każdego ucznia w cyfrowego mędrca.
Brzmi jak żart. Ale w kraju, gdzie rytuał matury miesza się z TikTokiem, a autorytet z algorytmem – żarty bywają podejrzanie prawdziwe.
TikTokowa apokalipsa edukacji
W polskiej szkole zawsze było trochę magii. Kiedyś – karteczka w bucie, ściąga pisana długopisem (albo wąską stroną pióra wiecznego), podręcznik za pazuchą.
Dziś – okulary, które patrzą, słyszą i odpowiadają za ciebie. TikTok i Instagram właśnie odkryły Ray-Bany nowej generacji: nie do podrywu, tylko do zdawania matury. I nie chodzi o styl – chodzi o ChatGPT wyświetlany na szkłach.
W nagraniach, które biją rekordy popularności, młodzi twórcy – jak Nataniel z kanału „Maturalni” – prezentują okulary, które w teorii zamieniają stresujący egzamin ustny w banalną rozmowę z botem.
Uczeń wchodzi, patrzy, słyszy pytanie, okulary tłumaczą i podsuwają odpowiedź. Mistrz drugiego planu? Sztuczna inteligencja. Narrator? Algorytm. Bohater? Uczeń, który umie dobrze udawać, że mówi sam z siebie.
Memy mnożą się jak grzyby po deszczu: „Matura 2025, poziom: cyberpunk”, „Zdajesz? Zależy, czy Wi-Fi złapie”, „Okulary jak matka – zawsze podpowiedzą”. Młodzież żartuje, bo nie ma innego wyboru – system się nie zmienia, ale narzędzia już tak.
Co potrafią te okulary?
W teorii: wszystko. Kamera rejestruje pytanie, AI analizuje, generuje odpowiedź, a tekst pojawia się na wewnętrznej stronie szkła. W praktyce: wszystko zależy od… wszystkiego. Od szybkości połączenia, modelu okularów, tego, czy egzaminator nie zauważy dziwnie błyszczącej oprawki.
Niektóre modele – jak Even G1 – kosztują ponad dwa tysiące złotych. Ale na TikToku już powstał rynek wtórny pomysłów: „daj link”, „czy są tańsze?”, „czy działa na pisemnej?”. Dla wielu uczniów to nie „gadżet”, tylko ostatnia deska ratunku – technologiczna forma modlitwy.
Szept technologii kontra cisza systemu
Szkoła, jak zwykle, dowie się ostatnia. Nauczyciele łapią się za głowę: Jak to sprawdzić? Jak to kontrolować? Czy mamy prawo kazać zdjąć okulary? A uczniowie już testują: w domu, w klasie, w bibliotece. Jeszcze nie na maturze – ale to tylko kwestia czasu, odwagi albo desperacji.
I nawet jeśli nikt nie zdecyduje się wejść z nimi na egzamin, coś już się zmieniło. Bo świadomość, że „mogę mieć odpowiedź, kiedy tylko chcę”, jest jak cichy reset systemu oceniania. Nawet jeśli nie użyjesz – to wiesz, że można.
Między zabawą a etyką
Reakcje są mieszane. Entuzjazm? Ogromny. Ale lęk też duży. Uczniowie wiedzą, że grają va banque: jeśli komisja się zorientuje – będą wykluczeni z egzaminu. Ale świadomość, że można „hakować maturę”, że system jest dziurawy, że wiedza to tylko opcja – rozsadza stare szkolne schematy. I pytanie nie brzmi już „czy warto się uczyć?”, tylko „czy warto ryzykować?”.
Dorośli – nauczyciele, rodzice, urzędnicy – próbują jeszcze zachować twarz systemu. Ale coraz częściej brzmią jak bohaterowie z poprzedniej epoki. Kiedy szkoła mówi: „na maturze liczy się uczciwość”, TikTok odpowiada: „a kto to ocenia?”
Przyszłość zaczyna się od szkieł
Te okulary to nie przyszłość. To się dzieje tu i teraz – to teraźniejszość ubrana w dyskretną elektronikę. To nowe wcielenie starego marzenia: zdać, nie ucząc się.
Ale tym razem z pomocą technologii, która nie tylko podpowiada, ale tworzy narrację. A uczniowie, zanurzeni w świecie promptów i reakcji, uczą się, że inteligencja to nie wiedza, tylko umiejętność zapytania o nią we właściwy sposób.
I może to jest właśnie ta nowa lekcja, której szkoła jeszcze nie umie przeprowadzić.